Data publikacji: 2019-11-18
Oryginalny tytuł wiadomości prasowej: Więcej, niż wyścig. Wszystko, co musisz wiedzieć o Le Mans
Kategoria: LIFESTYLE, Motoryzacja
Już wkrótce na ekranach polskich kin zobaczymy film Le Mans ‘66, opowiadający o rywalizacji Forda i Ferrari w jednym z najtrudniejszych i najsłynniejszych wyścigów na świecie.
Już wkrótce na ekranach polskich kin zobaczymy film Le Mans ‘66, opowiadający o rywalizacji Forda i Ferrari w jednym z najtrudniejszych i najsłynniejszych wyścigów na świecie. Ale to nie pierwsza produkcja o legendarnym, 24-godzinnym Le Mans. Próba przyciąga niewyobrażalnymi prędkościami, ogromnym dystansem i piekielnie mocnymi maszynami. Długodystansowy klasyk to także niezwykłe historie związane z gwiazdami kina, zegarkiem, a nawet szampanem. Oto wszystko, co musisz o nim wiedzieć.
Prawie 100 lat historii
Le Mans jest najstarszym wciąż organizowanym wyścigiem długodystansowym na świecie. Jego pierwsza edycja wystartowała już w 1923 roku. Ideą założycielską było stworzenie rywalizacji, która przetestuje nie tylko sprawność kierowców, lecz także zdolności producentów do zbudowania niezwykle wytrzymałych samochodów. Legendarny wyścig zmieniał się na przestrzeni lat – w pierwszych edycjach za kierownicą niektórych aut od startu do mety zasiadał tylko jeden kierowca, a do lat 60. zawodnicy rozpoczynali rywalizację stojąc poza samochodami. Zasady się zmieniły, ale charakter Le Mans pozostał – to nadal jedna z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych prób w świecie motorsportu.
Wyścig nad rzeką
Legendarny 24-godzinny wyścig jest organizowany nieopodal miasta Le Mans w północno-zachodniej Francji. Za arenę zmagań służy tor Circuit de Sarthe, którego nazwa pochodzi od rzeki przepływającej przez francuską miejscowość. Nitka liczy ponad 13,6 km, jest więc jednym z najdłuższych torów wyścigowych na świecie. W efekcie w czasie 24 godzin jedno auto potrafi pokonać nawet 5 400 km. A do zapewnienia porządku na torze potrzebny jest nie jeden, a aż trzy samochody bezpieczeństwa.
Świątynia szybkości
Długi Circuit de Sarthe stwarza świetne warunki do rozwijania ogromnych prędkości. Prawdziwy rekord ustanowił tu w 1988 roku Roger Dorchy, który osiągnął na prostej Hunaudières aż 407 km/h. Ten wynik do dziś pozostaje niepobity i zapewne się to nie zmieni, bowiem obecnie odcinek przecinają dwie szykany. Najszybsze okrążenie w historii toru ustanowił w kwalifikacjach do Le Mans 2017 Kamui Kobayashi. Japoński kierowca za kierownicą Toyoty TS050 Hybrid wykręcił czas 3:14.791, a jego średnia prędkość na całej pętli wyniosła prawie 252 km/h!
Hybrydowe potwory Toyoty i innych producentów
Rekordowe wyniki nie byłby możliwe, gdyby nie niesamowicie zaawansowane samochody. A te od lat są wizytówką Le Mans. Obecnie w najsłynniejszym wyścigu długodystansowym świata rządzą hybrydy. TS050 Hybrid Toyoty, w którym Kobayashi ustanowił swój rekord, to prototyp najwyższej klasy LMP1. Samochód dysponuje benzynowym motorem V6 twin-turbo oraz dwoma silnikami elektrycznymi. Łączna moc takiego układu to aż 1 000 KM! W LMP1 znalazły się także auta z wyłącznie spalinowym napędem. Oczko niżej umieszczono klasę LMP2, stworzona dla prototypów wizualnie bardzo podobnych do aut LMP1, lecz o niższych osiągach.
W Le Mans nie brakuje również samochodów znacznie bardziej przypominających te znane z dróg publicznych – umieszczono je w klasach LMGTE PRO oraz LMGTE AM. W przyszłości w 24-godzinnym wyścigu zobaczymy też zupełnie nowe auta. A to za sprawą zmian, które zostaną wprowadzone w mistrzostwach wyścigów długodystansowych WEC. Najmocniejsze prototypy LMP1 zastąpią nowe hiperauta, które będą miały również swoje drogowe odpowiedniki. Takie posunięcie ma obniżyć koszty startów i zachęcić większą liczbę producentów do rywalizacji. Już teraz wiemy, że nowe auto – GR Super Sport – szykuje Toyota, a do rywalizacji chce włączyć się także Aston Martin z modelem Valkyrie.
A Imię jego Le Mans
Le Mans to nie tylko piekielnie szybkie maszyny, ale także ludzie, którzy potrafią je okiełznać. Prawdziwą legendą 24-godzinnej próby jest Tom Kristensen, który dorobił się nawet przydomka Mr Le Mans. Duński kierowca wygrał aż dziewięć edycji wyścigu. Z tego aż sześć pod rząd – w latach 2000-2005, co czyni go rekordzistą również w tej kwestii. Na drugim miejscu pod względem liczby zwycięstw znajduje się słynny mistrz kierownicy z Belgii, Jacky Ickx, który w Le Mans triumfował sześć razy. A obecnymi zwycięzcami są Sébastien Buemi, Fernando Alonso i Kazuki Nakajima. Kierowcy wygrali najtrudniejszy wyścig świata razem z ekipą Toyota Gazoo Racing dwa razy pod rząd – w ostatniej, a także przedostatniej odsłonie imprezy. A dzięki wspólnemu sukcesowi kierowców Toyoty Nakajima jest pierwszym Japończykiem w historii, który wygrał 24-godzinnego klasyka w japońskim samochodzie.
Wyścigowe kobiety
Kobiety również zapisały się w historii najsłynniejszego wyścigu długodystansowego. W 1930 roku wzięły w nim udział Marguerite Mareuse i Odette Siko. Pięć lat później w rywalizacji wystąpiło aż 10 pań, co jest wynikiem niepobitym do dziś. Najlepszy rezultat w historii kobiecych startów w Le Mans zdobyła w 1934 roku wspomniana wcześniej Siko – zajęła czwarte miejsce. W sumie od początku w legendarnym wyścigu wzięło udział 61 kobiet. Najwięcej startów ma na koncie Anne-Charlotte Verney z Francji. Warto dodać, że na przestrzeni lat wiele kobiet zajmowało także istotne stanowiska w zespołach wyścigowych biorących udział w Le Mans.
Magnes na gwiazdy
Wyścig Le Mans cieszy się niezwykłą popularnością. W 2017 roku Circuit de Sarthe odwiedziło prawie 260 tys. kibiców, a w telewizji rywalizację śledziło 110 milionów widzów ze 190 krajów. W samej Francji ta odsłona Le Mans zainteresowała aż 46,8 miliona osób. Trudno dziwić się tej sławie, bowiem 24-godzinna rywalizacja od lat przyciąga wielkie nazwiska i to nie tylko ze świata sportów samochodowych. W Le Mans rywalizowali Nick Mason, perkusista grupy Pink Floyd, Mark Thatcher, syn premier Wielkiej Brytanii czy słynny aktor Paul Newman, który w Le Mans 1979 zajął aż drugie miejsce.
Ikona popkultury
Z Le Mans kojarzymy jeszcze jedną gwiazdę Hollywood – Steve’a McQueena. Amerykański aktor tak naprawdę nigdy nie wystartował w tym legendarnym wyścigu, choć swój talent za kierownicą z powodzeniem prezentował rywalizując na wielu innych torach. A zamiłowanie do motorsportu doskonale oddają jego słowa: „Nie jestem pewien, czy jestem aktorem, który się ściga czy kierowcą wyścigowym, który gra”.
Związek McQueena z Le Mans wynika z roli, jaką zagrał w filmie o tym samym tytule. The King of Cool jest w nim kierowcą Porsche 917K w błękitno-pomarańczowych barwach firmy Gulf. A kiedy widzimy go poza samochodem, uwagę zwraca biały kombinezon z dwoma pionowymi pasami oraz zegarek Heuer Monaco z kwadratową kopertą na nadgarstku. To połączenie, które przeszło do motoryzacyjnej popkultury. A charakterystyczny czasomierz stał się dla fanów motoryzacji ikoną stylu. Egzemplarz noszony przez Steve’a McQueena na planie Le Mans w 2012 roku sprzedano na aukcji za niemal 800 tys. dolarów.
W tym roku legendarny model obchodzi swoje 50 urodziny. Z tej okazji TAG Heuer stworzył pięć limitowanych edycji zegarka. Jedna z nich została zaprezentowana właśnie w Le Mans. W premierze wziął udział Chad McQueen, syn Steve’a. A także Patrick Dempsey, ambasador marki, który również ma za sobą udane starty w 24-godzinnym klasyku.
Prysznic z szampana
W czasie zdjęć do Le Mans doradcą ekipy i samego Steve’a McQueena był Jo Siffert. Szwajcar prowadził również Porsche 917, które możemy oglądać w filmie. I to właśnie na tym legendarnym kierowcy wzorował się McQueen, kiedy tworzył swoją filmową postać. Siffert był nie tylko genialnym kierowcą, ale też trendsetterem – pierwszym ambasadorem manufaktury Heuer. To nie przypadek, że The King of Cool na planie Le Mans miał właśnie zegarek tej marki na nadgarstku.
Ale Siffert zapisał się na kartach historii motorsportu także dzięki… szampanowi. Zwycięzcy wyścigów raczyli się tym napojem już od połowy ubiegłego wieku. Jednak postrzeganie tego trunku zupełnie zmieniło Le Mans w 1966 roku. Nagrzana przez słońce butelka, którą Jo Sifferta trzymał w dłoniach nagle eksplodowała, a strumień szampana oblał znajdujący się wokół tłum. W następnym roku Dan Gurney celowo powtórzył tę scenę i w ten sposób narodziła się tradycja, która trwa do dziś.
źródło: Biuro Prasowe
Załączniki:
Hashtagi: #LIFESTYLE #Motoryzacja