Data publikacji: 2016-07-08
Oryginalny tytuł wiadomości prasowej: Toyota Corona 1968 Hot Rod: wilk w owczej skórze
Kategoria: LIFESTYLE, Motoryzacja
To nie jest samochód, który łatwo można skojarzyć z kalifornijską sceną ekstremalnych pojazdów hot rod – a jednak. Łagodna jak baranek Toyota Corona z 1968 roku przemieniła się w bestię z sercem przeszczepionym z Lexusa.
To nie jest samochód, który łatwo można skojarzyć z kalifornijską sceną ekstremalnych pojazdów hot rod – a jednak. Łagodna jak baranek Toyota Corona z 1968 roku przemieniła się w bestię z sercem przeszczepionym z Lexusa. Oto co można zrobić z niezawodnego, ekonomicznego i typowo rodzinnego sedana.
Nadwozie wprowadzonej na rynek pod koniec lat 60. II generacji Toyoty Corony zaprojektował legendarny Włoch, Battista Farina. Ten ekonomiczny, rodzinny samochód na samym początku pod maską miał 1-litrowy, a później 1.9-litrowy silnik z 4-biegową, w pełni zsynchronizowaną skrzynią. Auto o masie niespełna 1000 kg rozpędzało się do setki w ciągu niecałych 15 s. To nieźle, gdy weźmiemy pod uwagę, że w czasach młodości Corony dobry sportowy roadster na sprint do setki potrzebował około 11 s.
Przez lata wyprodukowano niezliczone ilości modelu Corona, ale dziś są rzadkim widokiem na drogach i bardzo poszukiwanym towarem wśród koneserów klasycznej motoryzacji. Corona powstawała w latach 1957–2002 w wersjach z nadwoziami sedan, coupe, liftback i kombi, a nawet pickup. Pod maską montowano silniki o pojemnościach od 1,0 do 2,0 litra, napędzające tylną, a w końcowej fazie produkcji – przednią oś. Powstało w sumie 11 generacji, jej spadkobiercami są modele Avensis (w Europie) i Camry (w USA).
Egzemplarze Corony z początku produkcji ważyły ok. 980 kg, a te z jej końca nabrały masy do zaledwie 1200 kg. Pierwszy, 1-litrowy silnik z gaźnikiem, który napędzał Coronę w latach 50., miał moc zaledwie 34 KM i 64 Nm maksymalnego momentu obrotowego, pozwalając rozpędzić się tym autem do ok. 90 km/h. Montowany w latach 70. motor 1.9 o mocy 101 KM i maksymalnym momencie 148 Nm pozwalał Coronie rozwinąć imponujące 170 km/h. Po roku 2000 pod maską gościła już 2-litrowa jednostka z 4 zaworami na cylinder o mocy 145 KM i maksymalnym momencie 196 Nm.
Prezentowany na zdjęciach egzemplarz z 1968 roku trafił w ręce amerykańskich budowniczych hot-rodów. By osiągnąć zamierzony efekt i stworzyć potężne auto w owczej skórze rodzinnego sedana, potrzebna była transplantacja odpowiednich części. Dlatego wiele elementów do tego projektu trafiło wprost z Lexusa, należącej do koncernu Toyota marki premium.
Toyota Corona Hot Rod powstała w 2004 roku w garażu Mitcha Allreada w Południowej Kalifornii. Oryginalny samochód został rozebrany do gołego metalu. Otrzymał rurową, przestrzenną ramę – do niej zamocowano elementy nadwozia, wykończone błękitnym lakierem Gulf Racing Blue z lekkimi szybami z poliwęglanu. Klasyczny, łagodny motor zastąpiono 4-litrową, 32-zaworową jednostką V8 z Lexusa SC400 o mocy 250 KM. To w zupełności wystarczy, biorąc pod uwagę, że odchudzony hot rod waży zaledwie kilkaset kilogramów.
Zbudowany ręcznie pojazd powstał z myślą o wyścigach Silver State Challenge w Nevadzie, ale nie brakuje w nim luksusowych akcentów. Ma dwa kubełkowe fotele, obszyte pikowaną, brązową skórą. Do tego sześciopunktowe pasy bezpieczeństwa. To niezwykła mieszanka nowoczesnych i klasycznych elementów. Z tyłu zamontowano np. lampy, będące repliką tych z Cadillaca z rocznika 1959. Jak przystało na samochód przygotowany do wyścigów, mamy tu pełne wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa, łącznie z ochronnymi siatkami zamiast bocznych szyb.
Mitch zdecydował się również użyć oryginalnej, automatycznej 4-biegowej skrzyni z samochodu-dawcy. Przednie zawieszenie to już zupełnie nowa konstrukcja, oparta na podwójnych wahaczach z odpowiednio dobranymi, wyczynowymi amortyzatorami i sprężynami. Ten wyjątkowy hot rod z powodzeniem łączy amerykańskie i japońskie cechy w niepowtarzalnym, południowokalifornijskim stylu.
Toyota Corona Hot Rod ma kosmiczny wygląd i robi ogromne wrażenie. Powstała na jednorazowe zamówienie, lecz nigdy nie została odebrana, a teraz trafiła na aukcję i została sprzedana za 18 tys. dolarów. To atrakcyjna cena. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę niewielki przebieg. Od chwili zbudowania, pojazd pokonał tylko trasę z Los Angeles do San Francisco.
źródło: Biuro Prasowe
Załączniki:
Hashtagi: #LIFESTYLE #Motoryzacja