Data publikacji: 2020-11-21
Oryginalny tytuł wiadomości prasowej: Mistrz mrocznych wizji i jego Corolle
Kategoria: LIFESTYLE, Motoryzacja
Zwiedzając Muzeum Historyczne w Sanoku, pod wiatą na dziedzińcu Zamku Królewskiego zauważymy zaskakujący eksponat: grafitową Toyotę Corollę 1.6 GLi. Pierwszym właścicielem tego auta był wybitny malarz i fotografik Zdzisław Beksiński.
Zwiedzając Muzeum Historyczne w Sanoku, pod wiatą na dziedzińcu Zamku Królewskiego zauważymy zaskakujący eksponat: grafitową Toyotę Corollę 1.6 GLi. Pierwszym właścicielem tego auta był wybitny malarz i fotografik Zdzisław Beksiński.
Zdzisław Beksiński urodził się 24 lutego 1929 roku w Sanoku. Ulubionym zajęciem młodego Beksińskiego było rysowanie. Najstarszy, zachowany do dziś rysunek przedstawia autobus. W dzieciństwie marzył o karierze reżysera. W 1947 roku po namowie ojca zdecydował się na studia na wydziale architektury na AGH w Krakowie. Tam poznał przyszłą żonę – Zofię Stankiewicz. Po zdobyciu tytułu inżyniera architekta pracował jako inżynier nadzoru budowlanego w Rzeszowie. Beksiński interesował się też fotografią artystyczną oraz eksperymentował z rzeźbą pełnoplastyczną ze stalowej blachy oraz z reliefami z patynowanego gipsu. Rzeźby były montowane na werandzie i w ogrodzie sanockiego domu Beksińskich, wzbudzając duże zainteresowanie przechodniów.
Projektant niechcianych autobusów
Przez kilka lat inżynier Zdzisław Beksiński pracował na pół etatu jako projektant w Sanockiej Fabryce Autobusów. W 1832 roku jego pradziadek Mateusz założył wytwórnię kotłów, która przekształciła się w fabrykę wagonów, by stać się wytwórnią autobusów. Już pierwszy projekt – SFW-1 zaskoczył nadwoziem, którego forma nawiązywała do modnych wówczas w USA i Europie Zachodniej „skrzydeł”. SFW-1 posiadał silnik zamontowany z tyłu, co korzystnie wypływało na przestrzeń we wnętrzu. Epokę i siermiężne realia PRL wyprzedzały także kolejne prototypy SFA-2 w wersji miejskiej i międzymiastowej, SFA-3 oraz kanciasty mikrobus SFA-4 Alfa, projektowany jako następca Nysy N-61. Prototypy, które wzbudzały entuzjazm wśród załogi SFA, były kolejno wykreślane przez decydentów z Państwowej Komisji Oceny Transportu Samochodowego z listy pojazdów skierowanych do produkcji.
Beksiński zaprojektował także logotyp SFA – stylizowaną sylwetkę lecącego bociana. A kiedy dyrekcja skierowała go z działu projektów do malowania propagandowych transparentów z okazji 1 maja i 22 lipca, potomek założyciela fabryki zrezygnował z pracy w SFA. Od tego momentu skoncentrował się już wyłącznie na kreacji artystycznej. Warto dodać, że w jego twórczości pojawiały się motoryzacyjne motywy. Na jednym z obrazów widać ustawione na tajemniczym pustkowiu nadwozie niewielkiego auta, podobnego do Fiata 126 lub Seata 133 obrastające czerwoną pajęczyną. Na innych artysta umieścił zniszczoną karoserię autobusu oraz samochód przypominający nieco wczesnego Forda Sierrę.
Perfekcyjny outsider
Od pierwszego wernisażu w warszawskich Łazienkach (1964) Beksiński zajmował się malarstwem i rysunkiem, rezygnując całkowicie z rzeźby. Na kartonie coraz częściej pojawiały się rysowane tuszem kreślarskim i piórkiem niepokojące wizje, podszyte erotyzmem fantasmagorie z nocnego koszmaru. Artysta tworzył wówczas tajemnicze postacie z maskami zamiast głów, apokaliptyczne kreacje, swoiste memento mori ery atomowej, czasów cywilizacyjnego postępu i jednocześnie bezprecedensowej, wojennej zagłady. Beksiński wykreował własny, niepowtarzalny styl, do którego przyklejono etykietkę „katastrofizmu”. Wielu krytyków zarzucało mu nie tylko ponurą tematykę, lecz także chirurgiczną precyzję i warsztatowy perfekcjonizm. Jak na ironię krytykowali go także niektórzy malarze z artystycznego mainstreamu.
W latach 70. Beksiński był znany jako „malarz okropieństw”. Zdeklarowany introwertyk stał się outsiderem środowiska plastycznego. Unikał dużych ludzkich zbiorowisk i konsekwentnie rezygnował z udziału w wystawach i wernisażach. „Na otwarciach własnych i nie własnych wystaw nie bywam, bo jest to dla mnie potworny stres” – mówił w jednym z wywiadów. Znajomi wspominają go jako człowieka z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie i otaczającego go świata, zamkniętego w sobie, lecz przy tym niezwykle inteligentnego.
Po mrocznych czarno-białych rysunkach nastąpił tzw. okres fantastyczny. Wiele dzieł z tego okresu przypomina ilustracje do wielowątkowego opowiadania science-fiction lub sagi fantasy. Nadal wiodącym motywem było przemijanie. I nadal próbowano zaszufladkować Beksińskiego, zbyt łatwo przypinając mu łatkę „katastrofisty” czy też „malarza koszmarów”. Tymczasem on mówił o swoich dziełach: „W moim przypadku malowanie obrazów nie wynika ze społecznego posłannictwa, lecz z potrzeby ducha. Jest to rodzaj psychicznego skrzywienia, z którym się urodziłem”.
Latem 1977 roku rodzina Beksińskich przeprowadziła się z Sanoka do Warszawy.
Hachi-Roku przed blokiem?
Mieszkając w Sanoku, Beksiński jeździł pożyczonym od kolegi, sowieckim motocyklem IŻ-49 o pojemności silnika 350 cm³. Przejechali nim z żoną całe Podkarpacie i dzikie jeszcze wówczas Bieszczady. W latach 60. projektant autobusów rzadko wsiadał za kierownicę, choć posiadał prawo jazdy kategorii A i B. W roli kierowcy częściej zastępowała go Zofia, której jazda samochodem sprawiała dużą radość. Prawo jazdy odebrała 18 sierpnia 1980 roku.
Z Sanoka do Warszawy przeprowadzali się miejscową taksówką GAZ-24 Wołga. Jak u tysięcy polskich rodzin, pierwszym samochodem był Fiat 126p. Drugim – także Maluch. Niedługo po rozpoczęciu stałej współpracy z Dmochowskim (1986) Beksiński otrzymał większą kwotę w dolarach za partię obrazów. Według długoletniego dyrektora sanockiego muzeum i biografa malarza, Zdzisława Banacha, malarz wtedy właśnie zakupił pierwszy zachodni samochód – Forda Escorta. Wkrótce jednak zaszalał i nabył japoński samochód sportowy. Malarz nigdy zresztą nie krył fascynacji znakomitej jakości produktami Made in Japan. Według słów Banacha, który osobiście znał malarza „japońskim samochodem sportowym” była prawdopodobnie Honda. W grę wchodzi więc Prelude 3. generacji lub CRX 2. generacji.
Na blogach motoryzacyjnych, w tekstach o Beksińskim pojawiają się niepoparte jakimikolwiek dowodami informacje, że był on właścicielem tylnonapędowej, sportowej Toyoty Corolli AE86 czyli legendarnego Hachi-Roku. Model ten jednak nigdy nie był oferowany w PRL w sieci POL-MOT. Wiadomo również, że malarz nigdy nie wyjechał za granicę Polski, więc nie mógł nabyć auta np. we Francji. Zresztą w 1987 roku AE86 było już wycofane z oferty Toyoty w Europie. W PRL sprzedawano wówczas wyłącznie auta z silnikami Diesla, których nie montowano w samochodach o sportowym wyglądzie.
Corolla z Dieslem
Ponad wszelką wątpliwość wiadomo jednak, że w 1988 roku Beksińscy nabyli w POL-MOT nową Toyotę Corollę 1.8D (oznaczenie fabryczne CE90) w wersji sedan w kolorze Silver Metallic 164. Wówczas auto kosztowało ponad 8 tys. dolarów. Oszczędny, a przy tym dynamiczny diesel umożliwiał wykonywanie długich tras bez konieczności posiadania kartek na etylinę, jak wówczas nazywano benzynę, dostępną wyłącznie na stacjach CPN.
Auto z numerem rejestracyjnym WAG 2556 jest widoczne na kilku zdjęciach. Widzimy je również na filmie video realizowanym podczas letniego wyjazdu w 1989 roku. Skąd decyzja o zakupie japońskiego pojazdu? Niewykluczone, że twórca zetknął się z pozytywnymi opiniami o Toyocie, jakie pod koniec dekady były już znane w Polsce. Lubił wszelkie nowości technologiczne. Podczas malowania, przez kilkanaście godzin dziennie słuchał muzyki: od klasyki do gitarowego rocka. W jego pracowni stał wysokiej klasy, japoński sprzęt audio i bateria głośników. Był także pasjonatem techniki video, dokumentował swoją pracę i w tym przypadku również używał sprzętu z Kraju Kwitnącej Wiśni. Tu zapewne miała swój początek fascynacja japońską technologią, znaną z wysokiej jakości i trwałości.
Corolla WXD 8705
Po kilku latach bezproblemowej eksploatacji pierwszej srebrnej Corolli, Zdzisław i Zofia Beksińscy podjęli decyzję o zakupie nowego samochodu tej samej marki. Wybór padł na produkowaną od sierpnia 1992 roku Corollę serii AE101 z funkcjonalnym nadwoziem liftback. Auto kosztowało ponad 9 tys. dolarów, czyli równowartość 185 milionów złotych, na co składały się również zabójcze cło importowe (35%) i podatek.
Małżeństwo wybrało funkcjonalne, 5-drzwiowe nadwozie liftback. Skonfigurowano je z czterocylindrowym, 16-zaworowym silnikiem benzynowym 4A-FE o pojemności 1,6 litra i mocy 114 KM. pojazd w metalizowanym kolorze Dark Grey był wyposażony m.in. w układ wspomagania kierownicy i tapicerkę z grafitowego weluru. Prędkość maksymalna wynosiła 195 km/h. Warto dodać, że wówczas była to absolutnie topowa wersja Toyoty Corolli dostępna na polskim rynku. Można ją porównać do współczesnej wersji 2.0 Hybrid Dynamic Force 184 KM e-CVT z nadwoziem kombi w topowej wersji Executive.
Malarz uwiecznił nowe auto na kilku filmach rejestrowanych domową kamerą VHS. Pojazd widzimy także na licznych zdjęciach wykonanych cyfrowymi aparatami przez malarza gdzieś na ulicy, w drodze do znajomych czy też na osiedlowym parkingu na Służewiu. W kadrze – Toyota z numerem rejestracyjnym WXD 8705 zaparkowana na poboczu szosy, w lesie lub na polnej drodze. Obok mierzący 1,88 metra wzrostu Beksiński i jego filigranowa żona, która znakomicie sprawdzała się w roli kierowcy.
W dobrych rękach przez 20 lat
Niedługo po śmierci Zofii Beksińskiej Corolla została podarowana (lub sprzedana) 75-letniemu wówczas inż. Emilowi Kucowi, szwagrowi malarza.
Pojazd otrzymał tablice rejestracyjne WXW 623W. Przez dwie dekady auto pokonało niewielki przebieg i było regularnie serwisowane. Wiosną 2019 roku Muzeum Historyczne w Sanoku zakupiło samochód malarza. Obecnie stanowi on element ekspozycji plenerowej. Auto jest eksponowane pod wiatą na dziedzińcu. W tle są prezentowane zdjęcia państwa Beksińskich wykonane przy Corolli w latach 1993-98. We wnętrzu zainstalowano ekran, na którym są wyświetlane filmy video z rodzinnych eskapad grafitową Corollą i sceny z życia niezwykłej rodziny. Auto jest obecnie zarejestrowane z numerem RSA 2H jako „pojazd zabytkowy użytkowany przez osoby o wysokiej randze w społeczeństwie”. Samochód ma przebieg ok. 134 tysięcy kilometrów.
600 obrazów, tysiące rysunków
Na początku XXI wieku samotny już Beksiński zapisał cały swój majątek i dorobek artystyczny na rzecz Muzeum Historycznego w Sanoku. Od 2012 roku na trzech kondygnacjach w południowym skrzydle Zamku Królewskiego jest czynna największa na świecie ekspozycja ponad 600 obrazów i tysięcy rysunków, rzeźb i fotografii wykonanych przez Zdzisława Beksińskiego od wczesnego dzieciństwa aż do śmierci. Co roku z całego świata przyjeżdża tu ponad 50 tys. zwiedzających.
Cennym eksponatem wystawy stała się grafitowa Toyota Corolla 1.6 GLi Liftback, ostatni samochód rodziny Beksińskich, zachowana w znakomitym stanie. Samochód ten jest niezwykłą pamiątką materialną po jednym z najwybitniejszych twórców polskiej sztuki współczesnej. Nader rzadko zdarza się, by w muzeum prócz dzieł eksponowano autentyczny, dobrze zachowany pojazd należący do ich twórcy. Poza kolekcją Beksińskiego w sanockim muzeum są także interesujące zbiory sztuki cerkiewnej, dział poświęcony malarstwu portretowemu XVII-XIX wieku, bogata ekspozycja malarstwa polskiego ufundowana przez małżeństwo Prochasków oraz wiele innych atrakcji. To bez wątpienia jedna z czołowych kolekcji sztuki w Polsce.
Podziękowania dla dyrektora Muzeum Historycznego w Sanoku, dr. Jarosława Serafina za udostępnienie zdjęć i pomoc w ustaleniu nieznanych dotąd faktów z życia artysty.
źródło: Biuro Prasowe
Załączniki:
Hashtagi: #LIFESTYLE #Motoryzacja